Za
oknem króluje jesień, czas wyciągać ciepłe swetry, a ja chciałabym się
podzielić wakacyjnym odkryciem, które pozostanie ze mną także na jesieni :)
Temperatura
powyżej 25 stopni Celsjusza skutecznie zniechęca mnie do robienia wielu rzeczy,
między innymi makijażu. Dlatego też od wakacyjnych kosmetyków oczekuję
lekkości, a także umiarkowanej trwałości, ponieważ nie ma co się oszukiwać, że
w upale na tłustej cerze jakikolwiek podkład czy cienie długo przetrwają. O
pojawieniu się Maybelline Color Tattoo w Rosmannach wiedziałam długo zanim
udało mi się w końcu dopaść pod koniec lipca upragniony kolor - 35-On and on
Bronze.
Produkt
zamknięty jest w klasycznym szklanym słoiczku z plastikową nakrętką. Grubość
szkła powoduje, że sam kosmetyk jest cięższy niż inne produkty tego typu, ale
też bardziej odporny na ewentualne upadki (które parę razy mi się zdarzyły,
oczywiście, z pomocą domowych chochlików - kotów). Cień ma konsystencje zimnej
kostki masła - dość twardy, ale bardzo szybko się rozpuszcza pod wpływem ciepła
palców. Produkt przyjemnie się rozprowadza na powiekach, ale trzeba dać mu z
minutę na zaschnięcie zanim przejdziemy do dalszej części makijażu. Ze względu
na właściwości produktu lubię go nakładać palcem, lecz równie dobrze sprawuje
sie pędzel z włosia syntetycznego.
Kolor,
który wybrałam to piękny rudy brąz z drobinkami, który świetnie wygląda na
opalonej buzi. W trakcie wakacji często używałam go tylko z tuszem do rzęs i
bronzerem - efekt był bardzo ciekawy, naturalny i świeży. Czaiłam się także na
odcień złota, ale niestety w Polsce jest niedostępny i bardzo tego żałuje, (może
wpadnie mi do koszyka Permanent Taupe ;) ).
Od
momentu zakupu używałam tego produktu praktycznie codziennie, również jako baza
pod inne cienie, a zużycia prawie nie widać. Najlepsza jest jednak jego
trwałość ;) Producent zapewnia, że cień trzyma się 24 godziny, a u mnie trzymał
się 30 !!! ;) Sprawdzenie jego trwałości było niezamierzone - po prostu zrobiłam
o 8 wakacyjny makijaż, a dopiero o 2 w nocy mieliśmy samolot powrotny, więc do
domu wróciliśmy koło 8 następnego dnia, a ja padłam jak długa na łóżko. Wydawało
mi się, że w trakcie podróży makijaż i tak gdzieś zginął, ale po przebudzeniu
okazało się, że jednak na powiekach coś mam - ostał się prawie nienaruszony
cień i trochę tuszu ;) Prawdziwy tatuaż ;)
All
in all, cień jest świetny i zajmuje honorowe miejsce wśród moich kosmetyków do
makijażu oczu. Na pewno wrócę do niego nie tylko w następne wakacje. Jeżeli
jeszcze nie miałyście styczności z cieniami w kremie, spróbujcie tego. Jest
świetny!!
U mnie na pewno tak długo by się nie trzymał, moje powieki by na to nie pozwoliły, ale ogólnie cienie w kremie bardzo, ale to bardzo lubię :) Chętnie bym spróbowała kilka kolorów tych tattoosków z maybelline =D
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że ten cień nie będzie się tak długo u mnie trzymał, ale byłam Bardzo pozytywnie zaskoczona ;)
Usuń