Chciałam
rozpocząć paznokciową prezentację Essie Resort 2013 od przepięknego turkusu,
ale po drodze w ręce wpadła mi równie piękna zieleń. I pewnie zrobiłabym mu
zdjęcia i schowała w jakimś folderze na później, gdyby nie fakt, że w przypadku
First Timer'a bardzo się zawiodłam. I nie chodzi tu o
irytująco-wkurzająco-beznadziejny amerykański pędzelek, który, moim zdaniem,
już dawno powinien być wycofany z rynku. Chodzi o kolor, który jest przepiękną
stonowaną pistacją, aż do pierwszego przeciągnięcia po nim topem. Byle jakim,
niezależnie od tego, czy malowałam po nim Seche Vite, Good To Go, czy innymi
bezbarwnymi lakierami, działo się to samo - lakier zmieniał kolor. Z pięknego odcienia
wyszły jakieś jaskrawe tony i odcienie kiwi. Na dodatek nierównomierne. O ile
świetnie to widać w rzeczywistości, to na zdjęciach ni w ząb nie mogłam tego
ująć, widać tylko, że lakier jest ciemniejszy niż w buteleczce i to niewiele. W
rzeczywistości jest duuuużo ciemniejszy, jaskrawszy i brzydszy, ale musicie mi
wierzyć na słowo, bo na zdjęciach jest ładny. Po prostu ładny, a ja marzę, żeby
właśnie tak wyglądał w rzeczywistości.
w buteleczce kolor jest przytłumiony, na paznokciach bardzo żywy
Ze
wszystkich letnich propozycji najróżniejszych producentów lakierów do paznokci,
najbardziej do gustu przypadła mi kolekcja zaproponowana przez Essie.
"Przypadła do gustu" to wręcz mało powiedziane, ponieważ prawie
zachorowałam na odcień "In the Cab-Ana". Po uciążliwej nauce do
bardzo trudnego egzaminu, zdecydowałam się na zrobienie sobie prezentu w
postaci kostki miniaturek Resort 2013. Kolekcja nie jest dostępna w Polsce, ale
ja miałam szczęście dopaść swój egzemplarz na Allegro. Co fajniejsze,
zamówienie zrobiłam w środę około 15, a już dzisiaj rano do drzwi zapukał
listonosz z paczką.
Rzut
okiem na Burżujską nowość, czyli Color Boost, który nareszcie udało mi się
dorwać w Douglasie w Złotych Tarasach i to za bardzo przyjemną cenę 19,90. O
Revlonowym maziaku do ust w kredce pisałam Wam tutaj. Wprawdzie pierwsze
"wow" przeszło mi w trakcie użytkowania, to wciąż lubię się z Just
Bitten Kisseable. Jednak cena powala, więc zdecydowałam się na tańszy francuski
odpowiednik.
Wielokrotnie
przy swatchach lakierów Essie wspominałam o tym, że głównym czynnikiem, dla
którego wydaję ponad 20 złotych na lakier jest niesamowita trwałość. Nie każdy musi mi wierzyć na
słowo, więc postanowiłam, że udokumentuje jak wygląda mój Essiakowy manicure po
7 dniach od zrobienia. Paznokcie pomalowałam w sobotę 25 maja (możecie je
zobaczyć na jednym ze zdjęć w tym poście), zdjęcia robiłam dokładnie tydzień
później, tj. w sobotę 1 czerwca. Lakier przetrwał jeszcze jeden dzień bez
naruszenia, potem go zmyłam, bo mi się znudził. A oto jak prezentowały się moje
paznokcie po tygodniu:
Dzień
Komunii mojego brata, of course. W końcu to wielkie wydarzenie w życiu każdego
dzieciaka i jego rodziny.
2.Kosmetyczne
zauroczenie
Pierwszy
raz wśród ulubieńców pokażę nie tylko nowe "zauroczenia", ale także
kosmetyki na stale goszczące w moim sercu. W tym miesiącu z nowości rozkochały
mnie w sobie lakiery Golden Rose z serii
Holiday, kolory 62 i 66 (raczej nie miały konkurencji, więcej w pkt. 4 ;)).
W
majowym zestawie ratowniczym na wypadek lenistwa/zaspania/siłowni/losowych
zdarzeń znalazły się: podkład BourjoisFlower Perfection, który szybko i skutecznie ukrywał oznaki zmęczenia; puder Synergen o numerku 03 do
"przyklepania" podkładu co by się na miejscu trzymał; kredka do brwi Catrice w odcieniu 020 Date
with Ash Tone i korektor do brwi
Delia Onyx do szybkiego podkreślenia oprawy oczu; róż Sleek Mirrored Pink, żeby ludzie na ulicy się nie przestraszyli
zbytnią bladością i ostatnio ulubiony tusz
do rzęs Miss Sporty Studio Lash 3D Volumythic. Na usta wędrowało co
popadnie, raz Celia Nude, raz Rouge Caresse L'Oreal, raz pomadki Colour Play
Inglota, czyli od humoru do koloru ;)
3.Kosmetyczne
rozczarowanie
Fanfary!
Nic, ale to absolutnie nic nie sprawiło mi zawodu w tym miesiącu :D:D
4.Kosmetyczne
nabycie
Obiecałam
dać sobie na wstrzymanie w kwestii kupowania kosmetyków i słowa dotrzymuje. W
tym miesiącu w łapki wpadły mi tylko dwa piaskowe lakiery z serii Holiday Golden Rose. Brzoskwinka to numer 66, a róż
z niebieskim shimmerem to numerek 62. Jeden pokazywałam Wam tutaj, a drugi
tutaj.
Pieniądze,
których nie wydałam na kosmetyki (albo książki/gry) zainwestowałam w strój
sportowy, tj. biustonosz/top sportowy, spodnie i buty. A do tego karnet na siłownię i dwa spotkania z
trenerem personalnym.
5.Muzyczne
uzależnienie
Od
połowy miesiąca towarzyszył mi soundtrack
z filmu "Wielki Gatsby",
a najczęściej słuchanymi przeze mnie piosenkami były te:
6.Książkowe
zaczytanie
źródło zdjęć: empik.com i merlin.pl
W
tym miesiącu w ręce wpadały mi poważniejsze pozycje. Pierwsza z nich to Ciężar
milczenia Helen Gudenkauf o dwóch przyjaciółkach z dwóch różnych
środowisk. Obie znikają pewnego ranka, co powoduje lawinę wydarzeń. Historia
napisana jest z perspektywy wielu osób, wielu bohaterów o różnych historiach,
które splotły się ze sobą pamiętnego poranka, kiedy rodzice znaleźli puste
łóżka. Rewelacyjna książka pełna emocji, którą pochłania się jednym tchem.
Następna książka, która wpadła mi w ręce jest równie poruszająca. Dziewczynka,
która widziała za dużo autorstwa Małgorzaty Wardy opowiada o
rodzeństwie - Ani i Aronie, którzy darzą się ogromną miłością i przyjaźnią, bo
mają tylko siebie w świecie, gdzie matka pije, ojciec nie żyje, a ciotka, która
się nimi opiekuje pozwala swojemu konkubentowi na wymierzanie sprawiedliwości.
Pisana jest z perspektywy młodszej Ani, która stara się zrozumieć motywy działa
swojego brata, a odkrywając przeszłość dochodzi do okrutnej prawdy, którą
kiedyś wyparła z pamięci. Sen o Ameryce Michael'a Viner'a to
pozycja obowiązkowa dla fanek prawdziwych historii. Kilkanaście opowiadań
napisanych na podstawie wspomnień Ukrainek i Rosjanek, które w chcąc żyć w
godnych dla człowieka warunkach, poszukiwały szczęścia w nowym kraju spełniając
swój amerykański sen. Książka przybliża realia życia w tych krajach i pozwala
zrozumieć motywy dla których młode kobiety godziły się na podłe traktowanie.
Ostatnia majowa pozycja to Dziesięcioletnia rozwódka Nadżud
Ali, czyli następna prawdziwa historia. Zadziwiająca, bo rzecz się dzieje w
2008 roku, a realia opisywane w książce nie przystają do współczesnych czasów.
Sprzedawanie dzieci do wychodzenia za mąż, niewyobrażalna bieda, brak edukacji,
skrajny patriarchalizm, wioski, gdzie nie ma nawet jednego telefonu. W tym
wszystkim życie swoje wiedzie dziewczynka - Nadżud, która zostaje wydana za mąż
w wieku dziesięciu lat, jako zabezpieczenie ojca przed hańbą wywołaną
ewentualnym porwaniem czy gwałtem córki. Okrucieństwo męża zmusza Nadżud do
przeciwstawienia się i odkrycia w sobie - muzułmańskiej żonie pokładów hartu
ducha, o który nikt by jej nie podejrzewał.
7.Filmowe
objawienie
O
wspaniałym Wielkim Gatsby'm pisałam Wam tutaj. Film jest perfekcyjny, a
Leonardo zasługuje na Oskara, bardzo polecam.
8.Kulinarne
objawienie
Sałatka
Healthy Halsa z Salad Story, oczywiście bez papryki i z sosem balsamico.
Ewentualnie Classic BLT, również z SS, zamiast jajka czarne oliwki, standardowo
sos balsamico. Yumy ;)
9.Podróżowe
odkrycie
Taaa...
Chyba w snach...
10.Majowe osiągnięcie
Majowe
osiągnięcie to przede wszystkim rozpoczęcie chodzenia na siłownię. Nigdy nie
miałam pieniędzy na karnet, ani chęci, żeby go kupić, jednak 2 maja razem z
moim M. wybraliśmy się na dzień próbny i z miejsca wysupłałam grosiki ze
skarbonki i podpisałam umowę (UWAGA!) na rok (przede wszystkim ze względu na
bardzo promocyjną cenę). Wprawdzie jestem na etapie raczkowania jeżeli chodzi o
sport i mięśnie dają mi to odczuć, to każda minuta spędzona na siłowni jest
bezcenna.