L’Oreal
dba o swoich klientów co i raz wypuszczając na rynek nowe innowacyjne produkty,
które mają zmienić życie, a przynajmniej bardzo je ułatwić. W tym roku
postawiono na znane i lubiane glinki, które zamknięto w formule zwanej Pure
Clay Mask. Okazuje się, że glinka jeszcze nigdy nie była tak delikatna!
Produkt
znajduje się w bardzo estetycznym, kwadratowym słoiczku z tandetną plastikową
nakrętką , co następnie schowane zostało w kartonik o nowoczesnym designie.
Producent w dziwny sposób sprawił, że ten produkt wybija się wyglądem na tle
innych drogeryjnych produktów. Gdyby tylko nie ta nakrętka. Maska ma 48 gramów
(1.7 uncji) i z jakiegoś powodu nie widzę na opakowaniu ani miejsca produkcji
ani daty ważności. Za to, jak to już w Ameryce bywa, jest pełno sugestii albo
stwierdzeń wprost, że jestem tego warta. Bardzo się cieszę, ale wolałabym
wiedzieć ile mam czasu na zużycie maski. Podejrzewam, że w polskiej wersji maski
może być więcej informacji, więc daj znać w komentarzu, jeżeli masz ten
produkt. Ja recenzuję wersję amerykańską, albo kanadyjską, bo na słoiczku jest
napisane, że kosmetyk był importowany przez oddział L’Oreal Canada w Montrealu,
bo tylko do takiej mam dostęp.
Producent
przetłumaczył nazwę maski na Czysta Glinka, co poniekąd trochę mnie bawi. Nie
ma nic złego w dosłownym tłumaczeniu, a ja osobiście nie mam pomysłu na
alternatywę, ale wciąż mnie bawi. W ofercie są trzy maski: czarna
(detoksykująco-rozświetlająca), czerwona (złuszczająco-wygładzająca) oraz
zielona (oczyszczająco-matująca). Skład każdej z nich oparty jest na mieszance
kaolinu, montmorillonitu i glinki ghassoul z
różnymi dodatkami w zależności od wersji. W pierwszej znajdzie się jeszcze
miejsce dla czerwonych alg, w czarnej dla węgla aktywnego, a w zielonej dla
wyciągu z liści eukaliptusa. Ze względu na fakt, że czarnych glinek u mnie
dostatek, a ja wciąz walczę ze świeceniem zdecydowałam się na zieloną wersję, o
której na polskiej stronie producenta można przeczytać:
“Oczyszczająco-matująca
maska Czysta Glinka to sposób na dokładne oczyszczenie twarzy, a także
zniwelowanie powstawania sebum. Twoja skóra będzie odświeżona i pozbawiona
zanieczyszczeń, a z dnia na dzień stanie się widocznie piękniejsza. Maska
zawiera unikalne połączenie 3 mineralnych glinek, które absorbują
zanieczyszczenia, pomagają redukować niedoskonałości i zmniejszają ilość
wydzielanego sebum. Formuła wzbogacona jest także o składnik pochodzenia
roślinnego - ekstrakt z eukaliptusa, znanego ze swoich właściwości
oczyszczających i odświeżających.”
W
dużym skrócie maska ma oczyszczać pory, matowić i odświeżać. Pure Clay, albo
Czysta Glinka, jest pastelowo zielona i ma puszystą kremową konsystencję, która
świetnie rozprowadza się na buzi, dając wrażenie używania jedwabistego
luksusowego kosmetyku. Zapach również jest bardzo zachęcający. Świeży, pudrowy
i delikatnie kwiatowy przypomina mi fioletową serię Garnier Ultra Doux Sekrety
Prowansji, którą zabrałam ze sobą na niezapomniane wakacje w Grecji. Powiem
szczerze, że dla samego zapachu kupiłabym ten produkt jeszcze raz. Ale
producent daje więcej powodów do zadowolenia. Oprócz niesamowitego odczucia
jedwabistości po nałożeniu na skórę czuć przyjemny chłód i oczywiście zapach.
Maska nie szczypie, nie podrażnia, nie powoduje pieczenia. Po 15 minutach na
twarzy delikatnie zasycha, więc do zmycia przydaje się duża ilość wody, szmatka
muślinowa, bądź gąbeczka. Dla mnie to produkt stworzony do relaksu w wannie,
jak z resztą wszystkie produkty glinkowe.
Jak
sprawa się ma po zmyciu? Bardzo podobnie jak w przypadku klasycznych glinek.
Skóra jest bardzo odświeżona, miękka i gładsza, a pory wydają się oczyszczone i
mniejsze. Mam również wrażenie, że występuje działanie przeciwbakteryjne,
ponieważ po zastosowaniu pojawia się mniej problemów, a te istniejące są bledsze
i szybciej się goją. Maska również matuje skórę, pozbywając się z niej nadmiaru
sebum, co jest zauważalne u mnie nawet następnego dnia. Co jest dla mnie plusem
w stosunku do klasycznej glinki to fakt, że nie wystąpiło tutaj swojego rodzaju
delikatne wysuszenie, a raczej dyskomfort po zmyciu, który czasami zdarzało mi
się odczuwać po maseczce z glinki ghassoul. Jednak nie mogę stwierdzić, by Pure
Clay było świetną alternatywą dla osób, które nie mają dostępu do czystych
glinek. Ten produkt jest delikatniejszy od domowych mieszanek glinkowych, więc
nie sprawdzi się dla wymagających cer, które potrzebują szybko zauważalnych
efektów. Za to na pewno zadowolone z działania będą cery normalne, mieszane, suche,
czy nawet bardzo wrażliwe, tak jak moja skóra z AZS.
Pure
Clay nie jest remedium na wszystkie problemy skórne, ale zdecydowanie jest to
produkt, któremu nie można odmówić przyjemności stosowania i dobroczynnego
działania na skórę. Jestem pod wrażeniem, że producentowi udało się połączyć
działanie starej dobrej taniej glinki, chociaż zmniejszone, z delikatnością i
komfortem używania wysokopółkowego kosmetyku. Pure Clay Mask L’Oreal to
produkt, któremu warto się przyjrzeć bliżej, co i ja zrobię przy następnej
wizycie w drogerii, bo mam ochotę na wersję detoksykująco-rozświetlającą.
Do
poczytania!
Kasia
Nie znam tego produktu, jednak słoiczek wygląda uroczo. :)
OdpowiedzUsuńWarto się rozejrzeć za nim, jest naprawdę ciekawy :)
UsuńMusze kupić, brzmi fantastycznie!
OdpowiedzUsuńKoniecznie :)
UsuńSłyszałam już o tej masce i jestem jej bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńWarto się zastanowić nad zakupem, bo maska jest naprawdę przyjemna w użytkowaniu.
UsuńMam na nią chęć i chyba za jakiś czas kupie :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
Usuń