Lato
dla odważnych, którzy zamiast czekać na samoistne spełnienie się swoich
kalifornijskich marzeń sami je spełniają. OPI organizuje wakacje w drodze w
swojej letniej kolekcji California Dreaming. Od Los Angeles, przez Carmel i
Park Narodowy Yosemite, San Francisco, Napa oraz Park Sekwoi, aż po Malibu i
Santa Monica. Dziewczęce, łagodne i ciepłe jak kalifornijskie słońce odcienie
czekają na szalone wakacje w drodze.
Tym
razem marka OPI stworzyła kolekcję „użytkową” bez dziwnych, trudnych do
noszenia odcieni i formuł. Klasyka nad klasykami. Może się wydawać nudna i
banalna, ale ta kolekcja jako pierwsza z OPI trafiła do mnie w całości właśnie
ze względu na uniwersalny dobór kolorystyczny. California Dreaming może nie
jest najbardziej inspirującym zestawem 12 ciepłych odcieni, ale za to bardzo
stonowanym i przyjemnym w odbiorze. Relaksuje, uspokaja, otula ciepłem kojarząc
się z zachodem słońca na plaży. Osobiście nie znam kobiety, która w tej
mieszance nie znalazłaby nic dla siebie. Po francuskich słodkościach Essie w
odcieniach pasteli, szalonych neonach w kolekcji Orly Coastal Crush i bliżej
nieokreślonej tropikalnej mieszance wszystkiego, którą zafundowało China Glaze,
OPI ze swoim kalifornijskim snem jest bardzo odświeżające.
Więcej: Essie Summer2017
Klasyczne
odcienie to i właściwości. W większości kolekcja opiera się na łatwych w
obsłudze kremowych formułach, chociaż zdarzyły się dwa wyjątki w postaci
żelków. Wszystkie są bardzo dobrze napigmentowane, a ich konsystencja
rozwodnionej śmietany kremówki powoduje, że bardzo gładko rozprowadzają się na
paznokciach. W większości do pełnego krycia wystarczą dwie warstwy, ale
jaśniejsze odcienie i żelki raczej wymagają trzech w zależności od grubości
nakładanych warstw. Znalazłam jednak w internecie informacje, że nie wszystkie
partie lakierów są tak dobre. Czytałam, że zdarzają się problemy ze zbyt gęstą
konsystencją i konieczność rozcieńczania. Możliwe, że nastąpiły problemy na
produkcji, możliwe, że zdarzyły się błędy w przechowywaniu. Ja jednak nie mam
żadnych problemów z jakością.
OPI To The Mouse House We Go! –
Jeden z dwóch żelków w tej kolekcji. Jasny,
klasyczny odcień seksownej czerwieni kojarzący się ze swoiskimi makami na polu
i… Myszką Miki.
OPI Me, Myselfie & I –
Producent twierdzi, że koral, ale bardzo bardzo czerwony. Jest to gustowne
połączenie czerwieni z pomarańczem i kropelką różu.
OPI Santa Monica Beach Peach –
Pomarańczowy. Co więcej mogę napisać? Odcień
krwistej pomarańczy, intensywny, uwodzicielski, ale nie krzykliwy.
OPI Time For A Napa – Jaśniejszy,
bardziej różowy koral. Jeden z moich ulubieńców z tej kolekcji.
OPI Sweet Carmel Sunday –
Miedź, miedź widzę, widzę miedź. I to jaką
ładną, metaliczną, karmelkową i odrobinę satynową. W jasnym, intensywnym świetle
wychodzą z niej tony jasnego złota z nutką „rose gold”.
OPI Don’t Take Yosemite For
Granite –
Granitowy, grafitowy, ciemnoszary odcień
kamienia z Parku Narodowego Yosemite. Metaliczny, satynowy, piękny.
OPI Feeling Frisco –
Idealnie cielisty piaskowy odcień beżu, zwany
również “nudziakiem”. Bardzo kremowy, jasny i stylowy.
OPI Barking Up The Wrong Sequoia –
Przygaszony rozbielony brzoskwiniowy beż, bardzo
kobiecy.
OPI Excuse Me, Big Sur –
Brudny róż. Pozornie mógłby dawać nieładny
szarawy efekt, ale na dłoniach nabiera mocy i klasy. Widzę go w połączeniu z
profesjonalnym garniturem jak i wieczorową suknią.
OPI Malibu Pier Pressure – Cukierkowy,
intensywny róż z nutką bieli. W stylu Barbie.
OPI GPS I Love You – Hot
Pink. Nie wiem co więcej mogłabym dodać. Ideał, klasyk, kolejny ulubieniec.
OPI This Is Not Whine
County –
Sok malinowy, dżem z owoców leśnych. Drugi żelek
w kolekcji w całym swoim jagodowo-winnym majestacie.
Nie
ma koloru, wzoru, zdobienia czy wykończenia, które nie pojawiłoby się na moich
paznokciach. Nie, żebym nie była wybredna, ale ja uwielbiam wszystko, co
związane ze stylizacją paznokci. W teorii California Dreaming powinna mi się
wydać nudna, ale uwodzi. Te powtarzalne, klasyczne odcienie, które tak naprawdę
da się dostać w ofercie każdej marki dostały jednak własną opowieść, tło i
styl, które mnie oczarowały. Kojarzą mi się z moją własną podróżą do Kalifornii
i są jak pocztówka z podróży – przytłaczającego San Francisco, imponującego
Stanford University i bajecznie dzikiego Parku Narodowego Yosemite.
Jak
podoba Wam się kolekcja OPI California Dreaming? Uważacie, że jest nuda i mało
inspirująca czy wręcz przeciwnie – daliście się uwieść kalifornijskiemu
marzeniu? Macie swojego ulubieńca wśród
lakierów z tej kolekcji?
Do
poczytania!
Kasia
Sporo kolorów:) Chociaż mnie brakuje niebieskości:D
OdpowiedzUsuńPrzyjrzyj się więc kolekcji Iceland na jesień ;)
UsuńKolekcja jest cudowna, kolory świetne i bardzo kobiece. Teraz noszę Me, Myselfie & I i jest <3
OdpowiedzUsuńOne wszystkie są <3 :D
UsuńKolory bardzo moje i lubię tę kolekcję. Wg mnie OPI jakoś szczególnie nie udziwnia, w każdej kolekcji znajdziemy coś "klasycznego" czy "bezpiecznego" :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, że w kolekcjach zawsze jest coś bardzo bezpiecznego do noszenia, ale to nie trudne przy 12 kolorach. Chciałam jednak zwrócić uwagę, że California Dreaming jest znacznie bardziej klasyczna niż na przykład jesienna Iceland, gdzie pełno niebieskości i brązów :)
Usuń