XXI
wiek zwariował. Nie starcza już estetyczne opakowanie, dobre działanie i ładna
celebrytka zachwycająca się rezultatami w telewizyjnej reklamie. Przyszedł czas
na intensywny marketing produktów, za których powstaniem stoją dermatolodzy,
laboranci i najlepiej co najmniej jeden inżynier budownictwa. Im dziwniejsze,
tym lepsze, bo przecież tonik do twarzy można zamknąć w kremie, żel pod prysznic
ubić na pianę, a peeling do twarzy przerobić na kostkę peelingującą. Możliwości
są nieskończone, a firmy wychodzą naprzeciw wymagającym konsumentom tworząc
przysłowiowe cuda na kiju.
Boscia
Charcoal Cleansing Ball, który pojawił się wiosną tego roku w amerykańskich
perfumeriach Sephora to produkt, który znakomicie wpisuje się w koncepcję „im
dziwniejsze, tym lepsze”. Klasyczny żel do twarzy został zamieniony w masującą
kulkę o konsystencji galarety. Muszę się przyznać, że dałam się nabrać i
kupiłam tę nowość w przedsprzedaży. Ups, marketing zadziałał, ale ja naprawdę
lubię wszystkie dziwne konsystencje. Kulka stworzona do oczyszczania każdego
rodzaju skóry ma za zadanie dogłębnie wyczyścić pory dzięki zawartości
aktywnego węgla, pozostawiąc skórę gładką i odświeżoną. Producent zapewnia też,
że produkt ten idealnie sprawdzi się w podróżach ponieważ posiada plastikowe
opakowanie.
Samo
otwieranie tego produktu to zaskoczenie. Oprócz plastikowego kwadratowego
opakowania, jest jeszcze jedno plastikowe opakowanie bardziej w kształcie
dopasowane do produktu, plastikowy szpikulec i gumka przylegająca do kulki,
którą należy usunąć. Po wyjęciu drugiego plastikowego opakowania z pierwszego
należy ukłuć kulkę szpikulcem w wyznaczonym miejscu uszkadzając gumkę, która
zsunie się z produktu odkrywając całą swoją zawartość. W gruncie rzeczy bardzo
proste, chociaż trochę dziwaczne, jak z resztą cała idea tego oczyszczacza.
Pierwsze
spotkanie z tą kulką, to jedno wielkie „WOW”, świat stał się piękniejszy,
jaśniejszy, a ptaki za oknem zaczęły śpiewać. O ile oczywiście pamięta się o
tym, że węgiel jest czarny i trochę zalatuje błotem, co przekłada się na wygląd
i zapach produktu Boscia. O czym szybko się zapomina, jak tylko weźmie się
kulkę do rąk. W konsystencji przypomina galaretkę czy pudding i to sprawia, że
zamiast myć produktem twarz ma się ochotę po prostu nim bawić, ściskać i przerzucać
z ręki do ręki. Działa naprawdę terapeutycznie. Na twarzy za to daje
niesamowicie przyjemne uczucie masażu ze SPA. Kulka ugina się na twarzy
dopasowując do jej kształtu i chłodząc ją, dzięki swojej żelowej konsystencji.
Dobrze się przy tym pieni oczyszczając skórę z resztek makijażu i
zanieczyszczeń. Po pierwszych użyciach nie mogłam się nadziwić jak żyłam do tej
pory, bo skóra była dobrze oczyszczona, a sam zabieg wieczornej pielęgnacji
twarzy stał się dużo przyjemniejszy.
Niestety
żelowa konsystencja ma to do siebie, że chociaż świetnie się pieni to jest
jednocześnie strasznie nie wydajna. Po tygodniu użytkowania z kulki zostało mi ¾,
po następnym tygodniu już połowa. Raptem miesiąc użytkowania za 20 dolców?
Słabo. Ale nie to jest dla mnie najgorsze, bo wydajność, a właściwie jej brak
mogłabym przeżyć, gdyby pozostały właściwości. To nie tak, że kulka nagle
przestała myć, ale znacznie straciła na elastyczności. Z galaretki, która
cudownie masowała twarz zrobiła się dużo twardsza piłeczka terapeutyczna, która
chociaż nadaje się do ćwiczenia dłoni, to niespecjalnie sprawdza się na twarzy.
Jest po prostu za twarda. To właśnie stało się z Charcoal Cleansing Ball po
zaledwie dwóch tygodniach i sprawiło, że używanie przestało być przyjemne. Może
to moja wina, bo nie zamykałam kuleczki w plastiku, a pozwalałam jej wyschnąć
powodując jej odwodnienie. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że pozostawienie
mokrego produktu w zamknięciu w ciepłej łazience raczej nie wydaje się być
zdrowe i higieniczne. Co z bakteriami i grzybami? Opakowanie wprawdzie szczelne
nie było (panie producencie, to się do walizki nie nadaje!), ale mimo wszystko
kulka pozostawała nieustannie mokra i obślizgła, co moim zdaniem jest idealną
pożywką dla wszystkich drobnoustrojów.
Czy
Boscia Charcoal Cleansing Ball naprawdę działa? Działa, bo skutecznie
oczyszcza, zmywa makijaż i odświeża skórę, pod tym względem same ochy i achy.
Minusem jest cena, wydajność i twardnienie produktu po zaledwie kilkunastu
użyciach. Zamiast fajnej, relaksującej alternatywy dla klasycznego żelu wyszedł
trochę nieudany eksperyment w zbyt wysokiej cenie, jeżeli jednak dorwiecie go
gdzieś za granicą albo w internecie to warto rzucić okiem. Doceniam kreatywność
i uczynienie z pielęgnacji przyjemniej zabawy.
Do
poczytania!
Kasia
ale dziwadło :D z czystej ciekawości bym wypróbowała
OdpowiedzUsuń