Nie wiem jak Wy, ale ja mam na
komputerze stały plik, na który wpisuję kosmetyki, które zwróciły moją uwagę i
chciałabym je wypróbować w przyszłości. Większość produktów jest jednak nie
dostępna w miejscu, w którym mieszkam, więc świąteczna wizyta w Polsce była
świetną okazją do wykreślenia z listy kilku z nich.
Jeszcze
przed wylotem do Polski zrobiłam użytek z internetu i uzupełniłam koszyk
zakupowy w mintishop.pl. Głównym powodem zakupów była chęć wypróbowania pędzli
Maxineczki, wielkie marzenie o modelu
oznaczonym 04 i informacja o pojawieniu się nowych egzemplarzy, wśród
których urzekł mnie malutki włochacz do
blendowania o numerku 12. Rozumiem nareszcie zachwyty nad MBrush. Wprawdzie skuwka pokryta złotem
nie wzbudza we mnie szybszego bicia serca (ot, dodatek), to miękkość włosia i
jego ułożenie już tak. Wielkie brawa dla pomysłodawczyni, bo pędzle są naprawdę
warte swojej ceny. Skusiłam się też na polecamy peeling kawowy o zapachu banana
marki Body Boom, która jakiś czas
temu szturmem wzięła polską blogosferę, oraz kilka wosków WoodWick, wśród których uwiódł mnie solony karmel. Jestem wielką fanką tego zapachu, ale z przykrością
musze stwierdzić, że pozostałe kompozycje zapachowe tej marki nie przypadły mi do gustu. Do koszyka wrzuciłam
też cień Makeup Revolution Awesome
Metals w odcieniu Rose Gold, który uważany jest za zamiennik sławnego
Kitten marki Stila. Cień rewelacyjnie sprawdził się w sylwestrowym makijażu
dzięki łatwości aplikacji, trwałości i fantastycznemu metalicznemu wykończeniu.
Internetowe
zakupy ograniczyłam do kilku rzeczy, jednak przy każdej wolnej chwili napadałam
na pobliskie drogerie łapiąc za jednorazowe maseczki. Co jak co, ale polskie
marki są najlepsze pod względem działania i ceny. Zdecydowałam się więc na żelowe płatki pod oczy, nową linię Bielendy Carbo Detox oraz kilka
ciekawostek Perfecty. Maseczki
oczyszczające oraz peelingi tej
marki sprawdzają się u mnie rewelacyjnie, tak samo jak maska rozświetlająca przed wielkimi imprezami, dlatego wrzuciłam do
koszyka kilka sztuk. Z nowości skusiłam się na 3-etapowy zabieg Extra Oils, na który naprawdę szkoda zachodu.
Spodziewałam się ciekawych doznań przy używaniu maski rozgrzewającej i
olejkowej ampułki, ale wyszło wielkie kremowe i ciężkie „meh”. Jedynie peeling
dał radę. Mam tylko jedno pytanie – gdzie w tej konsystencji producent ukrył
olejki?
Bielenda
należy do jednej z najczęściej kupowanych przeze mnie drogeryjnych marek, przynajmniej w kategorii masek za grosze na raz. Nie,
żebym była wielką fanką, ale ich formuły najlepiej się u mnie sprawdzają. Serii
Professional Formula zdecydowanie należy
się uwaga ze względu na świetne działanie, które zaobserwowałam przy maseczkach
oczyszczających. Tym razem zdecydowałam się dodatkowo na enzymatyczny peeling dotleniający oraz hydrożelową maseczkę ultra nawilżającą wobec których mam spore
wymagania po zaletach oczyszczającej maski
wygładzającej. Marka ta ma również w swojej ofercie ciekawą serię Kasztan stworzoną do pielęgnacji
cery naczynkowej, z której znowu zdecydowałam się na maseczkę jednorazową.
Wśród nowości Bielendy pojawiła się
również formuła glinkowa opierająca
się na peelingu i maskach na bazie glinek. Zielona wersja ładnie oczyściła
skórę bez podrażnienia, więc cieszę się, że zdecydowałam się również na zakup
białej. Nie mogłam też pominąć sklepu Ziaji, który odwiedzam za każdym razem po
mój ulubiony szampon. Tym razem wrzuciłam też do koszyka maseczkę do cery suchej z kozim mlekiem oraz oliwkową maskę kaolinową z cynkiem.
W
ręce wpadło mi też kilka losowych maseczek wśród których znalazły się nowości oczyszczające Isany, zabieg wolumetryczny Yoskine i maski w płacie Garnier Moisture+, które
niedawno pojawiły się na rynku. Udało mi się dostać wszystkie trzy –
oczyszczającą, wygładzającą i kojącą, które dodatkowo zawierają składniki
nawilżające. Z jakiegoś powodu złapałam też za maskę marki Dermika, mimo, że do tej pory każde spotkanie z tą firmą
kończyło się dla mnie uczuleniem. Tym razem trafiłam w dziesiątkę, bo 3-etapowy program normalizujący okazał
się stworzony dla skóry poddawanej zabiegom kwasowym.
Korzystam
z każdej okazji, by uzupełnić zapasy swojego ulubionego szamponu. Nie chodzi
jedynie o przywiązanie, ale o jego zbawienne działanie na moją bardzo wrażliwą
skórę głowy, która obarczona jest łojotokowym zapaleniem skóry. Szampon łagodzący Ziaja to mój święty
graal i polecam go każdemu kto boryka się z problemami ze skórą głowy. Tym razem
jednak, oprócz zapasu tego produktu, skusiłam się na szampon oczyszczający przeznaczony do pielęgnacji skóry z AZS. Może
będzie to ciekawa alternatywa dla mojego ulubieńca. Na swojej liście zakupów od
dłuższego czasu miałam również peeling Sylveco.
Naczytałam się wiele dobrego o tych naturalnych produktach, a pomadka z
peelingiem jest moją ulubioną, zdecydowałam się więc na zakup peelingu
oczyszczającego przeznaczonego do skóry problematycznej. Nie tylko zaskórniki
są moim problemem, ale również pękające naczynka, które co raz bardziej dają o
sobie znać. Szukałam więc w sklepach serum
przeznaczonego do pielęgnacji skóry naczynkowej i w oczy rzucił mi się
produkt Mincer, który zdecydowałam
się kupić ze względu na skład. W trakcie poszukiwań w oko wpadł mi również krem pod oczy Rival de loop, który ma
bardzo ciekawą żelowo-kremową formułę. Ciekawy gadżet, chociaż nie jestem
zachwycona jego działaniem. Nie sprawdza się do wieczornego nawilżania, ani pod
makijaż, bo bardzo długo się wchłania. Cena też nie była najniższa jak na tę
markę.
Seria różana Bielendy
to jeden z fenomenów zeszłego roku. Ile ja się naczytałam o tych produktach!
Szczególnie o podobno rewelacyjnej wodzie różanej. Rose Care została stworzona do pielęgnacji skóry młodej i
wrażliwej. Produkty te mają silnie nawilżać i działać przeciwstarzeniowo oraz
chronić przed zanieczyszczeniami środowiska. Zapewnienia producenta plus urocze
opakowania były wystarczające bym skusiła się na zakup wszystkich produktów z
serii, chociaż bliżej mi już do pielęgnacji 30+.
Znacie
produkty, które pokazałam? Może któryś z nich jest Waszym ulubieńcem, bądź
wręcz przeciwnie – bublem wszech czasów? Możecie mi polecić coś, co powinnam
kupić przy następnej wizycie w Polsce? Dajcie koniecznie znać w komentarzach!
Pozdrawiam!
Kasia
Rose Care <3 potwierdzam!
OdpowiedzUsuńMoże i u mnie się sprawdzi :)
UsuńBodyBoom jest genialny - po oryginalnej wersji ciekawi mnie jeszcze kokos :)
OdpowiedzUsuńJa skusiłam się na banan, bo mało jest kosmetyków o takim zapachu, a zazwyczaj pachną fantastycznie. Jeszcze kończę swój peeling kawowy Frank Body, ale pewnie w marcu będę okazję wypróbować Body Boom :)
UsuńTę serię różaną muszę wypróbować... No i przejść się do Ziaji po te szampony, ja też mam problemy ze skalpem, ale używam głównie dermedic emolient linum i pharmacerisa z linii P :)
OdpowiedzUsuń