Kończy się kolejny tydzień, więc czas najwyższy na publikację następnej Shiny-recenzji. Dzisiaj w programie kaczka
dziwaczka z zapowiedzią lata, chociaż za moim oknem dopiero dzisiaj zawitała wiosna. Chłodzący żel po opolaniu BingoSpa był lipcowym produktem budzącym
największe kontrowersje. Bo na co komu taki miętus?
Opakowanie
klasyczne, ale trochę nudne - plastikowe, przezroczyste z równie plastikową
nakrętką w czerni. Na tym wszystkim etykieta z napisem "Edycja
limitowana", NICI oraz dwuletnią datą ważności. Dziwna ta Limited Edition,
skoro ten produkt wciąż dostępny jest na stronie producenta za 17,90 zł. Co
jest jednak w środku? Intensywnie niebieska, miętowa galaretka! Przypomina mi
kolonie nad morzem, gdzie wszystkie dzieci w wieku 7-14 lat w jednej dłoni
dzierżyły smerfowe lody, a w drugiej kruszony słodki lód o równie pięknej
barwie nieba. W końcu jedzenie też ma cieszyć oczy ;) Jednak miętowy zapach
tego produktu nie zachęca do próbowania, raczej przypomina mi tabletki na ból
gardła. Konsystencja śmieszna, galaretka, ale taka nie do końca ścięta, trochę
wodnista. Bardzo łatwo nałożyć ją na skórę i rozsmarować.
I
tu zaczyna się część o właściwościach. Żel chłodzi tak, że nawet najbardziej
spalona słońcem skóra odczuje ulgę i to na długo, bo efekt ten utrzymuje się
przez kilkadziesiąt minut. Można spokojnie wybrać się na miasto i cieszyć
atmosferą zagranicznych miasteczek nad morzem. Mogłaby być bajka, gdyby nie
fakt, że żel strasznie się klei. Gdy wyschnie pierwsza chłodząca warstwa skóra
zaczyna się lepić, jakbym oblała się przesłodzonym napojem. To niestety odsuwa
wizję egzotycznych wakacji, bo jak mam się cieszyć ciepłym wieczorem, gdy kleję
się do wszystkiego po drodze? Żel jest świetny, ale tylko przez jakąś godzinę,
bo potem trzeba go zmyć. Nie odwarzyłam się go nałożyć przed snem, ponieważ
mimo tego, że na skórze go praktycznie nie widać, to obawiałam się pobrudzenia
pościeli na niebiesko. Myślę też, że ten intensywnie miętowy zapach też mógłby
nie najlepiej wpłynąć na jakość mojego snu.
Poszukałam
jednak innego zastosowania dla tego specyficznego kosmetyku. Idealnie sprawuje
się do chłodzenia i odświeżenia zmęczonych upałem i całym dniem na szpilkach
stóp. Nie przeszkadza zapach, lepka warstwa czy kolor. Stopy i ja czujemy
ogromną ulgę za każdym razem, gdy zastosuję ten produkt.
Chłodzący
żel BingoSpa to niezaprzeczalnie kosmetyk kontrowersyjny - dziwna całoroczna
edycja limitowana, odurzający zapach mięty (dosłownie), smerfowy kolor i zbyt
intensywne wręcz właściwości. Jak widzicie - znalazłam mu zastosowanie, ale nie
polubiłam go na tyle, by kupić następne opakowanie. Prędzej pokuszę się o coś z
Avon'u, bo ich słoneczne serie naprawdę dobrze wspominam.
Mieliście
możliwość wypróbowania żelu BingoSpa? Jak się u Was sprawdził? Czekam na Wasze
komentarze!
Pozdrawiam,
Kasia
Mam inny żel chłodzący i faktycznie chłodzi, szybko się wchłania i nie lepi się :)
OdpowiedzUsuńProdukty BingoSpa nawet lubię :) tego żelu jednak nie miałam.
OdpowiedzUsuńKiedyś używałam jakiegoś chłodzącego żelu i fajnie uczucie takiej.. ulgi :D
OdpowiedzUsuńCiekawy ma kolor. Fajnie, że się sprawdza do stóp :)
OdpowiedzUsuńChłodzące kosmetyki używam dość czesto w lato jeśli trochę za szybko opali mnie słońce:) Tego akurat jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuń