Wydarzenie miesiąca
Listopad
był dla mnie miesiącem bardzo trudnym, zarówno w życiu osobistym, jak i
uczelnianym. Wydarzyło się naprawdę wiele rzeczy, ale nie o wszystkich
chciałabym Wam mówić, dlatego wybrałam takie, którego nie uznaję za tak bardzo
osobiste i którym chcę się dzielić.
W
październiku przyszłego roku będę już mieszkanką Ameryki, a tak właściwie Bostonu. Nie ukrywam, że pierwsze dni
po podjęciu decyzji były dla mnie potwornie ciężkie, bo nigdy nie przypuszczałam,
że zamieszkam w Ameryce i jakoś nie mogło to do mnie dotrzeć. Jednak pogodziłam
się już z tym i powoli zaczynam się cieszyć na tę wielką przygodę ;)
Ps.
Macie doświadczenia z przewozem zwierząt do Ameryki? Mamy dwa koty i nie
chcielibyśmy ich oddawać, a zabrać ze sobą.
![]() |
źródło: http://media-cdn.tripadvisor.com/media/photo-o/03/9b/2f/47/boston.jpg |
Kosmetyk kolorowy
miesiąca
Ten
miesiąc był bardzo monotonny pod względem kosmetycznym. Robiłam wiecznie ten
sam minimalistyczny makijaż, ponieważ brakowało mi czasu na więcej. Dlatego
naginam trochę tę kategorię i umieszczam w niej kostkę miniatur z zimowej kolekcji Essie. Pokazywałam Wam
tę kolekcję pod tymi linkami: 1., 2., 3., 4., 5.. Wiecie, że ją uwielbiam i
uważam za jedną z najlepszych stworzonych przez Essie. Fantastyczne kolory!
Kosmetyk pielęgnacyjny miesiąca
Nie
tylko na makijaż brakowało mi w tym miesiącu czasu, ale również na pielęgnację.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam na buzi maseczkę. Za to notorycznie
smaruję dłonie kremami ze względu na niskie temperatury na dworze, które
znacznie wysuszają mi skórę. Jak zwykle sięgnęłam po kremy L’Occitane, ale tym razem w wersji bitej śmietany, czyli Whipped Creme. Krem ma większą
zawartość masła shea niż klasyczna wersja, ale jest też bardziej zbity, mimo to
szybko się wchłania porządnie nawilżając i pozostawiając dłonie gładkie. Niedługo
powinna pojawić się recenzja ;)
Zakup miesiąca
O
kosmetykach Kiko myślałam już od
dawna i w końcu udało mi się zaciągnąć męża na drugą stronę Genewy, do miasta
Annemasse, w którym dopadłam sklep tej firmy. Zadowolona z siebie wróciłam do
Polski z malutką torebeczką, a dwa dni później okazało się, że mój napad na
sklep był niepotrzebny, bo Kiko otwiera się w warszawskiej Arkadii. Smuteczek,
ale zakupy mam! Przygarnęłam lakier do
paznokci w przepięknym szaro-fioletowym odcieniu o numerku 515 oraz korektor pod oczy Natural Concealer w odcieniu 02. Wzięłam drugi w kolejności kolor
ze względu na mocno różowe tony widoczne w jaśniejszym odcieniu, które nie
służą mojej cerze. Lakier już obfotografowałam, ale korektor jeszcze chwileczkę
będzie musiał poczekać na swoją kolej.
Gadżet miesiąca
Tutaj też naginam zasady i pokazuję Wam coś,
co jest gadżetem i jednocześnie nim nie jest. Szybkoschnąca lakiery
nawierzchniowe w końcu można by było nazwać gadżetami kosmetycznymi, które znacznie
ułatwiają życie. Insta-Dri kupiłam
jako zamiennik dla mojego ukochanego Poshe i spisuje się w tej roli doskonale.
Nabłyszcza, wysycha w kilka minut i nie śmierci bardzo skandalicznie. Chociaż
mógłby przedłużać trwałość manicure.
Trik miesiąca
W
tym miesiącu brakuje triku. Miałam w prawdzie pomysł, ale ostatecznie
zdecydowałam, że za mało razy go stosowałam, żeby nazwać trikiem miesiąca, więc
pewnie pojawi się pod koniec grudnia.
Zapach miesiąca
Nowość
na mojej półce kosmetycznej przywieziona przez mojego M. z Londynu. Ten zapach
Calvin Klein znalazł się na mojej wishliście na 2014. Długo nie mogłam zrealizować
tego marzenia, ale ostatecznie niezawodny mąż przyszedł z pomocą. Downtown to zapach który zdobywa
równie wiele pozytywnych opinii, co tych negatywnych. Mam wrażenie, że na
Wizażu albo się go kocha albo nienawidzi. Ja jednak go kocham. Jest świeży,
dynamiczny, słodki, trochę pudrowy, a następnie rozwija się w korzenną głębię.
Wbrew wielu opiniom nie jest to płaski, tani zapach podobny do tych z Avonu,
wręcz przeciwnie – jest elegancki i wyrafinowany.
Książka miesiąca
![]() |
źródło: http://merlin.pl/Bigamista_Mary-Turner-Thomson,images_big,21,978-83-240-2367-7.jpg |
Już
chciałam Wam napisać, że książki miesiąca nie ma, gdy przypomniałam sobie o Bigamiście
Mary Turner Johnson. Książka ta jest wspomnieniem i jednocześnie autobiografią
małżeństwa z bigamistą i notorycznym kłamcą. Ciekawa, chociaż językowo nie
powala. Warto przeczytać dla samej historii, bo naprawdę trudno czytać o
kobiecie, która w pełni ukazuje swoje uzależnienie od mężczyzny. Można tego nie
rozumieć i nie pochwalać, ale autorka zasługuje na szacunek, że zdecydowała się
to wszystko opisać.
Film miesiąca
![]() |
źródło: http://www.filmweb.pl/film/Igrzyska+%C5%9Bmierci%3A+Kosog%C5%82os.+Cz%C4%99%C5%9B%C4%87+1-2014-626983/posters#next |
Film,
a nawet dwa! Zacznę jednak od tego, który musiał stać się moim osobistym hitem.
Może nie jestem w tym obiektywna, bo uwielbiam zarówno książki, jak i filmy z
soundtrackami do nich. Mowa o trylogii
Igrzyska Śmierci oraz ostatniej
ekranizacji Kosogłos część I.
W
przeciwieństwie do poprzednich części nie ma tu gwałtownych zwrotów akcji i
dynamicznych scen. Brakuje nawet przebłysków rewolucji toczących się w innych
dystryktach. Wszystko dzieje się tak jakby poza sceną przygotowując widza do
tego, co dopiero ma nastąpić Kosogłos część I to niesamowicie klimatyczne preludium
do finału.
Drugim
filmem, który Wam polecam jest ciężki i mroczny Dom zły Szmarzowskiego.
Osadzony w czasach PRL-u pokazuje bezduszność i bezsens pracy policji
prowadzonej w cieniu rozgrywek politycznych. Obnaża polską mentalność tych
czasów i nie owija w bawełnę. Chociaż reżyser nie ocenia i nie krytykuje, to
film jest ciężki. Osadzony w dwóch planach czasowych Dom Zły dobija dosadnością
oblaną sporą porcją wódki.
Słowo miesiąca
Boston!
jedne Igrzyska śmierci oglądałam i mi się podobały, na te też mam chęć
OdpowiedzUsuńa czemu do Bostonu się przenosisz?
Przepraszam za tak późną odpowiedź, ale okazało się, że poprzedni komentarz nie opublikował mi się przez problemy z internetem.
UsuńDo Bostonu przenoszę się, bo chciałabym przez jakiś czas pomieszkać za granicą, a dostaliśmy możliwość wyjazdu właśnie tam :)
Zacznę od końca - Dom Zły bardzo mi się podobał, pamiętam jak byłam na nim w kinie, na sali panowała tak ponura atmosfera, że po zakończeniu seansu ludzie wychodzili w absolutnej ciszy. Mam wrażenie, że sporo z nich z uczuciem zniesmaczenia.
OdpowiedzUsuńNowa kolekcja Essie rzeczywiście jest bardzo udana, choć ja akurat sobie ją odpuściłam - mam kilka niemal identycznych odcieni.