Bath&Body Works podbiło serca Polek jak tylko pojawiło się w kraju pod koniec września zeszłego roku. Blogi zalała relacja z otwarcia w Złotych Tarasach i zachwyty nad produktami. Mimo wszechobecnego BBW-wariactwa, ja spokojnie przechodziłam koło cudownie pachnących sklepów. No, ale ignorantem być nie można dlatego przy okazji tegorocznych wyprzedaży zdecydowałam, że zaopatrzę się w jakieś mazidło w tym przybytku aromatycznych rozkoszy. Oczywiście trochę się zagapiłam i do sklepu poszłam, kiedy praktycznie wszystko zostało wykupione, niemniej udało mi się coś wygrzebać. A mianowicie dwa balsamy do ciała, ponieważ na półce w łazience pustki. Żeby nie było jeden z balsamów został wybrany i nabyty przez mojego M. w ramach „jak już tam będziesz, to weź co Ci się spodoba”. Drugi nabyłam tradycyjnie własnymi rękami (i nosem).
Zapachy, które trafiły do mnie to „be Enchanted” (kupiony przez M.) i „Pink Chiffon”. Oba bardzo słodkie, typowo kobiece, nawet romantyczne. Balsamy zamknięte są w plastikowych buteleczkach o pojemności 236 ml z ładną etykietą i nakrętką otwieraną „na klik”. Konsystencja gęstej śmietany dobrze się nakłada i rozprowadza oraz szybko wchłania. Producent twierdzi, że balsamy zawierają Witaminę E oraz masła shea i jojoba. Balsamy mają odcień rozbielonego różu, w przypadku „be Enchanted” to już praktycznie nie róż.
Jeżeli chodzi o pielęgnację, bo po to kupuje się balsamy do ciała, to pod tym względem produkty te absolutnie się nie wyróżniają spośród setek innych stojących na drogeryjnych półkach. Powiedziałabym nawet, że balsamy Nivea czy Dove są lepiej nawilżające, a dużo tańsze, więc nie do końca wiem gdzie to shea i jojoba. Możliwe, że w warstwie pozostającej na skórze. Bo warstwa pozostaje i mnie irytuje, czyli balsamów nie mogę stosować na dzień. Z resztą i tak nie stosuję, bo spodziewałam się, że zapach tak silnie perfumowanych produktów będzie się na skórze utrzymywał dłużej niż 15 minut po nałożeniu. Za to na noc jest w sam raz, bo zapach ulatnia się już po zaśnięciu :P
Za każdy ze swoich balsamów dałam 19 złotych i uważam, że to dużo jak za przeciętny kosmetyk o intensywnym zapachu i pojemności mniejszej niż standardowe mazidło do ciała. Regularna cena jest już absolutnie z kosmosu i na pewno nie wydam tyle na cudeńko z BBW. Nie rozumiem peanów pochwalnych i nie podzielam ich, ale rozumiem, że zapachy potrafią oczarować. Naprawdę starałam się docenić balsamy, ale po prostu nie mogę, bo nie spełniły moich oczekiwań, a cena jest całkowicie nie adekwatna do jakości. Ja raczej nie skuszę się więcej na produkty z Bath&Body Works, bo szkoda mi pieniędzy (ewentualnie kupię mgiełkę Japanese Cherry Blossom, ale tylko z promocji).
Jaka jest Wasza opinia o tej marce? Love or hate?
Pozdrawiam,
Kasia
Nie testowałam jeszcze nic z tej firmy. Na początku czerwca byłam w Złotych Tarasach w Warszawie, gdzie jest BBW, ale wcale tam nie wchodziłam. Owszem, chciałabym przetestować kilka ich produktów (szczególnie świece), ale nie mam na to jakiegoś parcia.
OdpowiedzUsuńZe świec zapachowych preferuje Yankee Candle ;) BBW są za drogie i chociaż w promocji ceny były już nawet przyzwoite to nie specjalnie był wybór...
UsuńByłam tam dopiero raz i wzięłam tylko jeden balsam do ciała :D Bardziej mnie zainteresowały zapachy do domu i świece ;) Mimo wszystko mam takie same zdanie jak Ty, szału nie ma, a ceny wysokie.
OdpowiedzUsuńŚwiece też wyróżniają się ceną i to nie w pozytywnym znaczeniu słowa "wyróżniają".
Usuń