Wprawdzie
nie jestem wielką fanką firmy L'oreal i nie mam ciśnienia na ich produkty, ale
mazidła do ust mają fajne. Rouge Caresse oczarowało mnie od pierwszej chwili,
dlatego wiele oczekiwałam od stainowo-błyszczykowej nowości z serii Caresse.
Shine Caresse to kontrowersyjny kosmetyk, ma praktycznie tyle samo zwolenników,
co przeciwników. Po której stronie barykady ja stoję?
Produkt
zamknięty jest w podłużnym zwężanym opakowaniu w złotym kolorze. Przy nakrętce
znajduje się przezroczysta część, w której widać kolor pomadki. Definitywnie
pomadka wyróżnia się na tle innych, ale dla mnie jej opakowanie jest trochę
przerysowane, za błyszczące i tandetne. Wolałabym je chyba w wersji półmatowej.
Gramatura produktu to 6 ml ważnych 12 miesięcy od daty otwarcia. Konsystencja
jest dość rzadka, ale po chwili mocno zastyga na ustach. Pomadka ma bardzo
ciekawy aplikator w kształcie łezki, którym dokładnie i wygodnie nałożymy
produkt.
W moje
ręce trafiły dwa kolory. Liliowa Eve (400) była prezentem od mojego M. na Dzień
Kobiet, a różową Romy (102) ze złotym shimmerem kupiłam sama w wyniku złożenia
dwóch składowych - zadowolenia z poprzedniczki i promocji w Hebe. Warto zauważyć, że produkt to nie połączenie
pomadki i błyszczyka, jak pisze na stronie internetowej producent, ale stainu i
błyszczyka. Niestety tego typu zabiegi dezinformują i powodują, że kobiety
oczekujące kryjącej pomadki o błyszczącym wykończeniu bardzo się zawiodą. W
istocie produkt daje efekt pół-transparentej tafli o możliwości stopniowania
koloru w zależności od ilości nałożonych warstw. I jeszcze jedna ważna rzecz –
efekt, jaki daje produkt jest w dużej mierze uzależniony od koloru naszych ust.
Pierwsza warstwa daje bardzo delikatny efekt o lekko mokrym wykończeniu i
absolutnie się nie klei. Dopiero następne dają intensywność i błysk, ale co
trochę mnie denerwuje – kleją się i produkt jest mocno wyczuwalny na ustach. Po
zastygnięciu na ustach jest tafla koloru bez podkreślenia suchych skórek, a
także wysuszenia. Trwałość jak na tego typu produkt jest rewelacyjna, trzyma
się długo pomimo picia i jedzenia widelcem i schodzi bardzo równomiernie,
zaczynając od połysku. Oczywiście wszelkiego rodzaju buły i owoce są pogromcami
pomadki ;) Niestety podejrzewam, że produkt nie jest zbyt wydajny, ponieważ po
ponad dwóch tygodniach użytkowania Eve (nie codziennie) w opakowaniu widzę
znaczny ubytek. To duży minus.
Na
zdjęciu wyraźnie widać, że po starciu blasku pozostaje wyraźna smuga koloru,
której naprawdę ciężko się pozbyć z ręki.
Tak
pomadki prezentują się na moich ustach. Nałożyłam dwie warstwy, uzyskany efekt
jest delikatny i bardzo wiosenno-letni.
Specjalnie
pomalowałam usta tak, aby znalazły się na nich oba kolory, widać dzięki temu
jak niewielka jest różnica w kolorze na moich ustach. Widać też, jak kolory
różnią się od swatchy na ręku, które pokazywałam wyżej. Po lewej jest 102 Romy,
a po prawej 400 Eve. Swoją drogą wcale nie mam krzywych ust, one po prostu tak
dziwnie wyglądają na zdjęciach.
Ja z pomadek
jestem bardzo zadowolona. Oprócz wydajności moje oczekiwania wobec niej zostały
prawie całkowicie spełnione. Ładne kolory, intensywny połysk i trwałość to
ogromne plusy tego produktu. Na pewno obie pomadki będą wielokrotnie mi
towarzyszyć w trakcie wiosny, ze względu na piękny efekt na ustach.
A co Wy
myślicie o Shine Caresse? Lubicie tego typu pordukty?
Pozdrawiam,
Kasia
U Ciebie wyglądają bardzo delikatnie, ja jak nałożę jedną warstwę (mam 102) to kolor w krótkim czasie robi się wściekło-różowy, taka trochę ciemna malina. Nie ukrywam, trochę się rozczarowałam, bo nie przepadam za ciemnymi ustami, no ale nic nie poradzę, że się tak zachowuje na moich ustach, u Ciebie efekt mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNiestety w tego typu produktach efekt jest trudny do przewidzenia, bo u każdej osoby pomadka wygląda całkowicie inaczej. Ja dopiero po nałożeniu 3-4 warstw otrzymuje ciemniejszy kolor.
UsuńNo niestety, u mnie zawsze wyjdzie tak jak się tego obawiam.
Usuńo ile lubie Loreal to te akurat pomadki (?) mnie nie powaliły i całe szczęście kupiłam tylko jedną choć miałam ochotę na więcej
OdpowiedzUsuńProducent twierdzi, ze to pomadka, więc tego słowa używam ;)
UsuńCzytałam Twojego posta o Shine Caresse i zaczęłam się wtedy obawiać, czy i ja nie będę rozczarowana, dlatego zakup przeciągnął się w czasie :)
Podobają mi się:)
OdpowiedzUsuńAle piękne kolorki. :) Wprost obłędne. ;)
OdpowiedzUsuńopakowanie już mnie zachęca, kolory wybrałaś świetne :) będę musiała sobie któryś sprawić :D
OdpowiedzUsuńRzeczywiście efekt bardzo delikatny, ale jak dla mnie aż za bardzo...
OdpowiedzUsuńPrzy większej ilości warstw efekt jest mocniejszy :)
UsuńŁadne kolorki, naturalnie wyglądają.:)
OdpowiedzUsuńObserwuję.:)
jeszcze ich nie miałam, ale myślę, że niebawem do mnie trafią, z całą pewnością :)
OdpowiedzUsuńTo ciekawe produkty, warto im się przyjrzeć :)
UsuńJutro wybieram się do Rossmanna po kolorek Romy (102) :)
OdpowiedzUsuńps. a miałam już w tym miesiący nic nie kupować...
Dobry wybór!
UsuńPs. Ja też sobie tak postanawiam i często nic z tego nie wychodzi ;)